Taazy zabrał głos po kolejnym zwycięstwie. „Wygrałem cwaniactwem”

Taazy zabrał głos po kolejnym zwycięstwie. „Wygrałem cwaniactwem”
Fot.YouTube/Koloseum

Taazy nie zawiódł bukmacherów, a przy tym zagrał na nosie tym, którzy antycypowali mu lekcję pokory. Mataczyński rozprawił się z Adamem Josefem na pełnym dystansie.

Taazy nie spadł ze szczytu. Co dalej?

“Taazy” zanotował niesamowite, błyskawiczne wejście do świata freaków. Nie zapukał, tylko wyważył drzwi. Jeszcze w tym samym roku pracował jako dostawca paczek, a niedługo potem mierzył się z Robertem Pasutem jako relatywnie nieznana postać, finalnie wygrywając prestiżowy turniej na Stadionie Narodowym i stając się jednym z najlepszych obecnie zawodników w tym środowisku. 

W historii 30-latka wszystko idealnie się dopasowało, aby mógł wejść na szczyt; odpowiedni charakter, umiejętności, szczęście oraz – nie ma co ukrywać – moment stagnacji we freak fightach, gdy brakowało elementu świeżości.

Wydawało się w pewnym momencie, że liczne sukcesy odebrały Mataczyńskiemu pokorę, co miało zemścić się podczas Fame MMA 23. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego, otrzymaliśmy jedną z najlepszych walk bokserskich w historii freak fightów, co staje się już pewną normą w wykonaniu Mataczyńskiego. 

Pierwsza runda była zupełnie szalona. Mataczyński rzucił się do ataku, ale napotkał opór, co sprawiło, że walka toczyła się w półdystansie. Było to zdumiewającą taktyką Taazy'ego, zważywszy na warunki fizyczne jego rywala. Obaj zawodnicy mieli swoje momenty w trakcie tej walki, choć znacznie przeważał Mataczyński, finalnie orzeknięty zwycięzcą przez jednogłośną decyzję sędziów. Była to prawdziwa, brutalna wojna, po której oktagon (oraz włosy Taazy’ego) zalał się krwią.

Kamil Mataczyński udzielił po walce wywiadu dla Mateusza Kaniowskiego. Pochwalił rywala oraz podzielił się swoją perspektywą odnośnie przebiegu pojedynku:

Czułem te czternaście centymetrów różnicy w zasięgu. Miał silne, długie ręce. Wchodziłem w półdystans. Jak byliśmy w dystansie, to on bardzo dużo ciosów zadawał w powietrze, ale i tak bardzo dużo trafił. Mimo wszystko – ja więcej – powiedział.

Byłem mocniejszy. Wygrałem ringowym doświadczeniem, takim cwaniactwem. On myślał, że jak będzie klincz, to będzie przerwana walka. Ja mu wchodziłem na dół, nie na górę. To nie jest klincz, tylko krótki dystans. On robił gardę, a mógł się do mnie przytulać i wtedy sędzia by przerywał – dodał.

Damien Popilowski
Twórca treści

Uwielbia dostrzegać i opisywać niebanalne historie. Najbardziej interesują go kulisy. Czyta wszystko, co ma litery. Patetyczny amator scenariopisarstwa, który w szufladzie ukrywa pół miliona niezrealizowanych projektów. Wielbiciel uderzania się po głowie. Jego ulubionym bokserem jest Josh Kelly, ponieważ nie trzyma gardy i potrafi wykończyć przeciwnika dziesięcioma lewymi sierpami z rzędu. Trenuje od dziesięciu lat sporty walki, więc warto korzystać z jego mózgu, póki jeszcze działa.