Don Kasjo, droga od showmana do biznesmena

Don Kasjo, droga od showmana do biznesmena
Fot.YouTube/PrimeMMA

Historia Kasjusza “Don Kasjo” Życińskiego to opowieść syna marnotrawnego, któremu nie zostało wybaczone odejście z domu. Infantylnego, rozrywkowego marzyciela, wyrastającego z czasem na kalkulującego biznesmena. Czy ta kariera potoczyła się prawidłowo?

Don Kasjo… model

Sfrustrowany 19-latek przegrywa walkę bokserską z dwukrotnym wicemistrzem olimpijskim w kategorii półciężkiej Adylbekiem Nijazymbetowem. Wytrwał pełen dystans z bardzo dobrym przeciwnikiem, lecz nie napawało go to wystarczającą satysfakcją, aby kontynuować wędrówkę po bokserskim szlaku. Zbyt wiele w nim polityki, lokalnego sędziowania i katorżniczych treningów, które nie gratyfikują w pełni włożonego w nie wysiłku. Kasjusz Życiński szuka zatem gdzie indziej swojej tożsamości. Pierwsze medialne podboje zanotował w programie… Top Model. W gronie piętnastu osób, dla których rozpoczęła się rywalizacja o karierę w modelingu, zabrakło jednak miejsca dla mieszkańca Iławy.

To było dla mnie nowe, ciekawe doświadczenie. Na udział w programie zdecydowałem się za namową rodziny i nie żałuję. Dużo się o sobie dowiedziałem, poznałem ciekawych ludzi. Poza tym czasem jestem zbyt pewny siebie, a udział w programie pozwolił mi nabrać trochę pokory. Zobaczyłem też z bliska, jak wszystko wygląda od strony produkcyjnej – mówił, nie wiedząc być może jeszcze, jak bardzo mu się przyda to ostatnie doświadczenie w przyszłości.

Życiński później zobaczył jeszcze z bliska, jak wygląda “Ex na plaży”, gdy wziął udział w programie jako uczestnik. Tam dał się poznać już od tej ekscentrycznej strony, pojawiły się pierwsze konflikty, kontrowersje i… zasięgi. Wulkan się budził, a erupcja nastąpiła w “Warsaw Shore”, które stało się jego medialnym domem i prostą już autostradą do Fame MMA.

Don Kasjo “Król”

Konflikt Życińskiego z Dawidem “Ambro” Ambroziakiem swój początek miał we wspomnianym “Ex na plaży”, a jakiś czas później nastały idealne okoliczności, aby znalazł on również finał. Raczkująca federacja Fame MMA organizowała trzecią galę, na której zestawieni zostali między innymi właśnie obaj panowie. “Ambro” ostatecznie wycofał się z pojedynku z uwagi na kontuzję. Nowym rywalem “Don Kasjo” został Adrian “Polak” Polański, który został w walce absolutnie zmasakrowany i tylko on wie, jak wytrwał do decyzji sędziów. Teraz jednak najciekawsze – zwycięstwo przyznano… Polańskiemu. Większość osób do dziś nie ma pojęcia, co się tego dnia wydarzyło, natomiast federacja – na szczęście dla siebie – nie była wówczas tak profesjonalna, jak dziś, dlatego w przedziwny sposób rozeszło się to po kościach. Życiński złożył protest, który został uwzględniony i to on ostatecznie został uznany za zwycięzcę tej walki.

Bezkompromisowy, ciekawy dla widza styl bycia “Kasjo”, a także zuchwałe, ociekające się o bezczelność wypowiedzi w połączeniu sprawiły, że został on największą gwiazdą Fame MMA. Znaczna większość freakowych zawodników dopiero rozpoczynała przygodę ze sportami walki, zatem bokserskie doświadczenie Kasjusza sprawiało, że pojedynki w dużych rękawicach nie były jeszcze monotonne dla kibica. Stanowiły wtedy wręcz powiew świeżości. Przyznać jednak trzeba, że wbrew temu, co może się wydawać na pierwszy rzut oka, Życiński często eksperymentował z różnymi formułami w swoich walkach – z Dawidem Ambroziakiem zawalczył ostatecznie w K1, Macieja Rataja udusił, słynny pojedynek z Marcinem Najmanem odbył się w rękawicach do MMA. 

Życiński był we freakach niepokonany, budził kontrowersje, widzowie czekali na programy z jego udziałem i byli zainteresowani również dyspozycją w oktagonie. Wszystko szło dobrze, a absolutnym szczytem kariery “Don Kasjo” było starcie z Normanem Parke na dziesiątej edycji. Wówczas z tarczą wyszedł Irlandczyk, którego wyższość uznali sędziowie po pełnym dystansie rundowym. Tym samym reprezentant SAKO Gdańsk stracił magiczne “zero” we freakowym rekordzie, a my po raz ostatni mieliśmy możliwość zobaczenia go w tak dobrej formie.

Don Kasjo biznesmen

W grudniu 2021 roku powstała federacja Prime MMA. Firma, której siedziba mieści się we Wrocławiu, początkowo utrzymywała w ukryciu wizerunek swojego medialnego włodarza i głównej twarzy federacji. Na pierwszej konferencji okazało się, że to właśnie Kasjusz “Don Kasjo” Życiński będzie paliwem nowego gracza na rynku. Do przestrzeni medialnej przedostała się również informacja, że współpraca zawodnika z Fame MMA zakończyła się burzliwie, a rozstanie przebiegło w tak złej atmosferze, że obie strony miały spotkać się ze sobą w sądzie. 

Wracając jednak do Prime – pierwsze podrygi były pompatyczne, federacja chciała pokazać się z jak najlepszej strony. Przyznawano później, że wydawano zbyt dużo pieniędzy, co trzeba było w późniejszym etapie kompensować. 

W tym miejscu pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć inny obraz Życińskiego, czyli twarz znacznie bardziej biznesową. Nigdy tego nie przyznał, lecz wszystko wskazywało na to, że wrócił do rywalizacji w oktagonie tylko po to, aby ratować federację, którą reprezentował. W Prime MMA zaczął od zwycięstw Mateuszem Murańskim oraz Pawłem „Popkiem Monsterem”, czyli… wszystko po staremu? Niekoniecznie. Niepokojąco wyglądała forma fizyczna oraz ogólna dyspozycja Życińskiego w klatce. Wyglądało to tak, jakby wychodził do walki pięć minut po zdjęciu garnituru, w którym chwilę wcześniej wysyłał faktury. Zobaczyliśmy w oktagonie biznesowego “Don Kasjo”, który już nie porywał.

Sporty walki są dyscypliną nad wyraz sprawiedliwą. Oddają zawsze to, co się im da. Wszystko w tej branży sprowadza się do jednego słowa – konsekwencje.

Konsekwencje musiały więc nadejść i zobrazowały się w osobie Dominika Zadory, który jako pierwszy zawodnik w historii wygrał z Życińskim przez nokaut. Następny w kolejce czekał Paweł Tyburski, a gdy tylko nadeszła jego pora, to również zupełnie zdemolował niegdysiejszego “króla” freak fightów. 

“Syn marnotrawny” wrócił zatem do miejsca, które go zbudowało. Naprawił stosunki z organizacją Fame MMA i stoczył tam dwa wygrane pojedynki – z Arkadiuszem Tańculą oraz “Boxdelem”. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że nie były to walki, w których Kasjusz Życiński nawiązał jakkolwiek do najlepszych lat. Można było odnieść wrażenie, że jego przeciwnicy przegrywali bardziej z kondycją, niż z nim samym. 

Pierwszym poważnym sprawdzianem od dawna była głośna walka z 47-letnim Tomaszem Adamkiem. “Don Kasjo” nie zdołał w tym starciu zrobić absolutnie niczego, chowając się przez wszystkie rundy za szczelną gardą. Przetrwał, lecz nie wygrał.

I to być może obrazuje dzisiejszą, kalkulującą tożsamość Kasjusza Życińskiego, w której priorytetem stało się nie zwycięstwo, tylko przetrwanie. Teraz zmierzy się z “Taazym” na nadchodzącej gali Prime MMA 10. Nie będzie miało jednak znaczenia, czyja ręka powędruje do góry, ponieważ pokonanie “Don Kasjo” nie jest już wyjątkowym wyczynem.

Damien Popilowski
Twórca treści

Uwielbia dostrzegać i opisywać niebanalne historie. Najbardziej interesują go kulisy. Czyta wszystko, co ma litery. Patetyczny amator scenariopisarstwa, który w szufladzie ukrywa pół miliona niezrealizowanych projektów. Wielbiciel uderzania się po głowie. Jego ulubionym bokserem jest Josh Kelly, ponieważ nie trzyma gardy i potrafi wykończyć przeciwnika dziesięcioma lewymi sierpami z rzędu. Trenuje od dziesięciu lat sporty walki, więc warto korzystać z jego mózgu, póki jeszcze działa.