KSW 107, czyli pierwsza niewidzialna gala w historii

KSW 107, czyli pierwsza niewidzialna gala w historii
Fot.YouTube/KSW

KSW 107 przebiegło bez większych niespodzianek, zwrotów akcji, kontrowersji, w zasadzie bez niczego. Odbyło się i odhaczone. Jeżeli ktokolwiek obejrzał galę, to zaraz i tak o niej zapomni. Przejdźmy się po najważniejszych momentach zakończonego już wydarzenia.

Roman Szymański nie poszedł w stronę światła

Trzy porażki i wystarczy. Roman Szymański wrócił z bardzo ciemnego miejsca, z którego wyjścia nie znalazło wielu zawodników przed nim i nie znajdzie wielu po nim. Kolejna przegrana nie byłaby nawet skomplikowaniem jego sytuacji, tylko raczej ostatecznym gwoździem do trumny.

Tak się jednak nie stało. 32-latek wygrał z Kacprem Formelą w sposób zdecydowany, choć początek pojedynku zwiastował monotonne szachy. Panowie badali się bez zbędnego ryzyka, lecz w pewnym momencie Szymański zaskoczył rywala szybkim lewym prostym, po którym dołożył prawy, co wystarczyło, aby Kacper Formela zobaczył wszystkie gwiazdy na niebie. Roman Szymański poczuł krew, ruszył z kolejnymi seriami i nie przestawał bić, dopóki nie odciągnął go sędzia.

Marcelo Morrelli, przyszły mistrz KSW

Sebastian Przybysz w dość zuchwały sposób wypowiadał się na temat swojego nowego rywala. Nie uznawał go za wielkie zagrożenie. Jak sam mówił, nie umieściłby go nawet w rankingu pięciu najgroźniejszych przeciwników.

Rzeczywistość pokazała jednak, że Marcelo Morrelli nie tylko powinien znaleźć się w tym rankingu, lecz takie zestawienie mogłoby się od niego zaczynać. Wenezuelczyk nieco przespał większość pierwszej rundy, która przebiegła dość badawczo, ale dał o sobie znać pod sam koniec, kiedy to najpierw uśpił czujność rywala, a później trafił go kilka razy.

Druga odsłona starcia potwierdziła, że uprzednia udana kombinacja Wenezuelczyka nie była dziełem przypadku. Morrelli wrzucił kolejny bieg oraz zauważalnie się rozkręcił, najpierw potwornie okopując łydkę Przybysza, który utykał przez kilka długich chwil, a później trafiając go bardzo mocnym prawym prostym z kontry i… prawie kończąc walkę! Cudem wówczas uratował się polski zawodnik, zabrakło w zasadzie jedynie więcej determinacji oraz pomysłu ze strony rywala. Były to z pewnością bardzo ciężkie minuty dla mistrza, ale również niewykorzystana szansa, która szybko się zemściła.

Wszystko bowiem odwróciło się w trzeciej rundzie. Sebastian Przybysz podkręcił tempo, zapomniał o obolałej lewej nodze, wytarł krew i zaczął dominować w tym pojedynku. Gratyfikacją takiego zachowania był bardzo precyzyjny cios z kontry, którym Polak w pewnym momencie posłał przeciwnika na deski. Morrelli robił wszystko, aby uratować się w parterze, lecz Przybysz już nie odpuścił. Zasypał przeciwnika uderzeniami, ten obrócił się na brzuch, a w tej pozycji wystarczyło już “tylko” zapiąć duszenie.

Tym samym Sebastian Przybysz zwyciężył przez poddanie. Warto jednak odnotować, iż była to bliska walka, w której Marcelo Morrelli pokazał się ze znakomitej strony. Polaka możemy z kolei pochwalić za iście mistrzowskie poradzenie sobie z kryzysem oraz równie imponujące odwrócenie losów tego starcia.

Arkadiusz Wrzosek kontra rzeczywistość

Arkadiusz Wrzosek przegrał. Po siedmiu latach bez porażki, serii sześciu zwycięstw z rzędu, demolowania kolejnych rywali w pierwszych rundach, musiał uznać wyższość Phila de Friesa.

Anglik nie próbował wejść w grę “Hightowera”. Zamiast tego, szybko go obalił i już nie wypuścił do końca walki. Szarpał się polski zawodnik, próbował kopać, wspinać się po siatce, wyjść dołem, górą, bokiem – wszystko na nic.

Mistrz bez większych problemów założył w pewnym momencie dźwignię na rękę, a Arkadiusz Wrzosek nie miał wyjścia, musiał odklepać.

Czy Arkadiusz Wrzosek nie był gotowy na ten pojedynek? Czy rzeczywiście doszło do niego zbyt wcześnie? W naszej opinii – nie. Podtrzymujemy, że był to idealny moment na zorganizowanie takiego zestawienia. Co się zatem wydarzyło?

Zwyczajnie okazało się, że Phil de Fries jest i będzie wyzwaniem zbyt dużym dla Arkadiusza Wrzoska. To się nie zmieni za trzy walki. Nie zmieni się za rok. Przepaść w grze parterowej jest niemożliwa do zniwelowania w kilka chwil. Absolutnie każda osoba śledząca wydarzenie wiedziała, jaką taktykę obierze angielski zawodnik, wiedział o tym również Wrzosek, natomiast to zupełnie nic nie dało.

Najprawdopodobniej “Hightower” musiałby poczekać, aż jego sportowy antagonista stanie się ofiarą wieku, ale niewykluczone przecież, że do tego czasu zakończy karierę.

Anglik zwycięży dziewięć na dziesięć pojedynków z Arkadiuszem Wrzoskiem, zatem rewanż byłby pozbawiony sensu. Należy mimo wszystko pochwalić KSW za wykazanie się odwagą przy tym zestawieniu, ponieważ akurat w tym wypadku potoczyło się może rozczarowująco, lecz w powietrzu unosił się romantyzm, gdy kibice przed galą analizowali, kto może okazać się górą. Właśnie o to w tym wszystkim chodzi, trzeba ryzykować.

Przeczytaj także, co Arkadiusz Wrzosek miał do powiedzenia po walce.

Reakcje po KSW 107

Polska społeczność MMA raczej nie była pod wrażeniem przebiegu gali. Zaczęło się od wpisu Artura Mazura, pod którym kibice dość jednoznacznie uznali, że widowisko nikogo nie porwało:

Z gali na galę KSW coraz słabsze – czytamy.

Z perspektywy trybun – atmosfera topka, walki fajne, ale niedosyt duży – dodano.

Zdecydowanie czuć niedosyt. Main event rozbudził wyobraźnię, a skończyło się jak zawsze. Dodatkowo moim osobistym rozczarowaniem jest walka Szymański – Formela. 4 minuty biegania dookoła klatki, 15 sekund wymiany i kończymy zabawę. Liczyłem na więcej – skomentowano.

Werdykt Vringe

Daleko nam do zgodzenia się z opinią, jakoby “KSW obniżało poziom z gali na galę”, lecz to wydarzenie rzeczywiście nie należało do szczególnie udanych. Brakowało w nim niesamowitych momentów, z których największa organizacja MMA w Polsce już wręcz słynie. Brakowało kilku dobrych walk, może jakiejś wielkiej wojny i niespodzianki.

Była to po prostu przeciętna gala. Bez tragedii, bez rewelacji. Za tydzień każdy zdąży o niej zapomnieć.

Na plus:

– Marcelo Morrelli. Jego postawa w walce, przed nią i po niej to wzór prawdziwego wojownika. Starcia Wenezuelczyka ogląda się znakomicie, jest bardzo techniczny i zdeterminowany, postawił zdecydowany opór faworyzowanemu Sebastianowi Przybyszowi.

– Zostając przy Sebastianie Przybyszu, zdołał odwrócić ciężką sytuację oraz utrzymać pas w swoich rękach. Zawalczył jak prawdziwy mistrz.

– Roman Szymański jest zawodnikiem, którego występy ogląda się z najwyższą przyjemnością.

Na minus:

– Niestety, Arkadiusz Wrzosek. Wyzwanie było ogromne, dlatego miał każde prawo świata, aby przegrać, natomiast sposób, w jakim to się stało, zdewaluował rangę tego pojedynku, status 33-latka oraz całe wydarzenie. Jeżeli mamy walkę o pas, to zupełnie jednostronny przebieg pojedynku – o ile nie mówimy o przypadkowym nokaucie – pozostawia niedosyt.

– Roszady na karcie walk na ostatnią chwilę. Nie jest to winą federacji, ale ponosi ona odpowiedzialność za taki stan rzeczy.

Damian Popilowski
Twórca treści

Dziennikarskie doświadczenie zdobywał na portalu Weszło, gdzie zajmował się sportami walki oraz piłką nożną. Ze słowem pisanym pracuje od wielu lat.
Uwielbia dostrzegać i opisywać niebanalne historie. Najbardziej interesują go kulisy. Czyta wszystko, co ma litery.
Amator scenariopisarstwa, który w szufladzie ukrywa pół miliona (jeszcze) niezrealizowanych projektów. Jego ulubionym bokserem jest Josh Kelly, ponieważ nie trzyma gardy i potrafi wykończyć przeciwnika dziesięcioma lewymi sierpami z rzędu.

Sprawdź pozostałe aktualności