Przegląd KSW 105: Umarł Pudzianowski, niech żyje Hall

Przegląd KSW 105: Umarł Pudzianowski, niech żyje Hall
Fot.YouTube/KSW

Gala KSW 105 była jednym z najdroższych wydarzeń polskiej organizacji w historii. Czy warto było szaleć tak? Przeanalizujmy najlepsze wydarzenia sobotniego wieczoru.

Najlepsze momenty KSW 105

Adam Niedźwiedź obudził się z zimowego snu

31-latek nie był faworytem w starciu z Marcinem Krakowiakiem, ale to nie był wieczór przewidywalnych wyników. Niedźwiedź najpierw przestrzelił kilka kopnięć, ale później udało mu się sprowadzić rywala do parteru, a tam czuł się jak (przepraszamy) niedźwiedź w jaskini. Nie trwało to długo, gdy byliśmy świadkami pierwszej w historii KSW omoplaty:

Jak Mariusz Pudzianowski stał się cesarzem?

Nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Po jednej stronie oktagonu stał Eddie Hall, który dotychczas zanotował jedynie walkę bokserską oraz freak fight z braćmi Neffati. To nie brzmi jak przepustka do KSW, a już na pewno nie jak staż, przed którym drżałby Mariusz Pudzianowski… prawda?

Po drugiej stronie stał “Pudzian”, mający na koncie łącznie 27 pojedynków, z czego 17 wygranych. Doświadczony, nadal silny, lepszy kondycyjnie, mocniejszy na papierze niemal pod każdym względem. Jego brytyjski antagonista był oczywiście dwukrotnie większy, lecz to się rzadko przekłada na bezpośrednią siłę ciosu w oktagonie. Mięśnie wręcz najczęściej przeszkadzają cięższym zawodnikom, którzy do sportów walki przywędrowali z innej dyscypliny.

Przeszkadzały niegdyś Mariuszowi Pudzianowskiemu, który na przestrzeni lat zdążył się znacznie zmniejszyć. Zaadaptował swój organizm do MMA, ale to 26 kwietnia “nic nie dało”.

Eddie Hall zdemolował bowiem “Pudziana”. Zniszczył. Rozszarpał. Pogryzł. Zrobił z nim wszystko, co akurat wydawało mu się właściwe. 48-latek nie przetrwał pierwszej wymiany ciosów, po której już zdążył się zachwiać, a później było tylko gorzej: Brytyjczyk rzucił “Pudzianem” jak workiem ziemniaków i zaczął go okładać, aż ten uformował się w pozycję żółwia, odklepał i sędzia przerwał pojedynek:

48-latek usprawiedliwiał się później ciosami otrzymanymi w tył głowy, natomiast prawda jest taka, że różnica klas była tego dnia widoczna od pierwszej sekundy.

Postawa Pudzianowskiego w tej walce – kto by się spodziewał – spotkała się z krytyką Macieja Kawulskiego oraz Wojsława Rysiewskiego. Pierwszy z panów w dyplomatycznych słowach oznajmił, iż tak łatwe poddawanie walk nie spotyka się z jego szacunkiem, z kolei Rysiewski bezpośrednio przyznał, że “prawdziwi fighterzy nie klepią ciosów”.

Czy Mariusz Pudzianowski przyjechał zatem tylko po pieniądze? Wbrew pozorom, prawdopodobnie nie. Popełnił kilka błędów, lecz nawet bez nich prawdopodobnie zszedłby z oktagonu na tarczy. Zupełnie zbędna była zmiana trenera, pod wodzą którego 48-latek świetnie poradził sobie z Michałem Materlą. Od czasu zmiany narożnika, każda kolejna walka “Pudziana” była coraz gorsza. W starciu z Hallem był już zupełnie zagubiony.

To jednak nie merkantylne podejście czy zła taktyka zdeterminowały porażkę Mariusza Pudzianowskiego. Spowodował ją, jakkolwiek sztampowo to nie zabrzmi, wiek. Kiedy zawodnik sportów walki przekracza już czterdziesty rok życia, najczęściej jeszcze nie czuje dobitnie regresu. On bowiem nie przychodzi tak stopniowo, jak mogłoby się wydawać. On przychodzi nagle.

Tydzień wakacji, mała kontuzja, odpoczynek – nagle zawodnik wraca na salę treningową i coś jest nie tak. Przygotowania odbywają się w zwyczajowym rytmie, natomiast organizm reaguje znacznie, znacznie gorzej. Później przychodzi jeszcze aspekt mentalny, kiedy nadejdzie uświadomienie, że lepiej już nie będzie.

Mariusz Pudzianowski przegrał trzy ostatnie walki z rzędu. W każdej z nich zaprezentował się tragicznie. Jeżeli uczestnik tak wymagającej dyscypliny ma niemalże pięćdziesiąt lat na karku, to zdrowo jest założyć, że może nie być w stanie rywalizować na najwyższym poziomie.

Tym samym “Pudzian” wkroczył w nowy etap w życiu. Wszedł w buty swojego niegdysiejszego antagonisty, Marcina Najmana. Ma już za sobą chrzest, czyli baty od Eddiego Halla, teraz pozostały tylko zasięgowe walki i prowokowanie kontrowersji na swoim nazwisku, co już zawczasu zaczął robić, wchodząc w internetową interakcję z freak fighterem Natanem Marconiem.

Artur Szpilka nie potrzebuje już korepetycji z MMA

Oglądanie walk Artura Szpilki jest jak bycie rodzicem dość niesfornego, ale jednak wzbudzającego ciepłe uczucia dziecka. Obserwowanie potyczek “Szpili” to świadomość, że cokolwiek się wydarzy, na pewno nie będzie normalne. Taka jest bowiem cała przygoda tego zawodnika ze sportami walki – stoczyć świetny pojedynek z Deontayem Wilderem w szczycie formy, aby zaledwie rok później zostać zdemolowanym przez Adama Kownackiego.

Artur Szpilka był koszmarem bukmacherów i jednocześnie katalizatorem zainteresowania. Na KSW 105 “zawsze ten sam” udowodnił, że nic się nie zmieniło.

W początkowej fazie tego pojedynku z Errolem Zimmermanem odezwały się wszystkie stare demony – “Szpila” przyjął bardzo mocny cios, zachwiał się, upadł nawet, lecz nagle obalił swojego rywala, zasypał go ciosami, aby ostatecznie zapiąć duszenie. Errol Zimmerman błyskawicznie odklepał.

Szpilka przy każdej możliwej sposobności zapowiada, że interesuje go jedynie rewanż z Arkadiuszem Wrzoskiem. Czy tak przekonująca wygrana z Zimmermanem wystarczy? Najpewniej nie.

Wrzosek ma za sobą naprawdę niesamowitą serię błyskawicznych zwycięstw z dobrymi rywalami. Teraz będzie walczył o pas z Philem De Friesem. Przy najlepszych wiatrach, Arturowi Szpilce potrzebna jest jeszcze jeden duży triumf. W połączeniu z jego nazwiskiem będzie to już stanowiło wystarczającą mieszankę, aby osiągnąć upragniony cel.

Jedna z najlepszych walk wieczoru w historii KSW

Niemal zawsze jest tak, że niezależnie od tego, jak dobrze ogląda się galę MMA, na walkę wieczoru przychodzi się już z nieco gorszym nastawieniem, ponieważ rzadkością jest, aby trzymała ona poziom poprzednich pojedynków. Adrian Bartosiński, któremu tak często wypominany jest monotonny styl, w połączeniu z Andrzejem Grzebykiem stworzyli natomiast widowisko, które nie tylko było po wielokroć lepsze od wszystkich innych walk tego dnia – oni stworzyli historię.

Cały ładunek emocjonalny pomiędzy tymi zawodnikami, oczekiwania kibiców, wcześniejsze zarzuty względem “Bartosa”, może nawet Mamed Khalidov na trybunach – to wszystko się skonsolidowało, tworząc synergię, która wyłączyła układ nerwowy obydwu gladiatorów. Jeden z nich zerwał biceps na samym początku pojedynku, lecz nie przeszkadzało mu to, aby uderzać właśnie tą ręką. Drugi, zalany ciosami, krwią i potem, przy każdej okazji wstawał, aby doprowadzić do kolejnych wymian stójkowych.

Na koniec pojedynku kibice zrobili owację na stojąco. Tak się tworzą nowe legendy, których zaczyna w KSW brakować. Tak wyglądają naturalni następcy Michała Materli, Borysa Mańkowskiego czy Mameda Khalidova.

25 minut absolutnego arcydzieła. Tak powinna wyglądać walka wieczoru. Taki sport pozostawia freak fighty daleko w tyle. Tego rodzaju widowisko to kroplówka dla polskiego MMA. Żaden z tych zawodników nie będzie taki sam po tym starciu, zostawiono zbyt wiele zdrowia.

Opinia Vringe

Takiego KSW chcemy. Nie smutnego, wspominającego odchodzącą starą gwardię. Nie rozgoryczonego, patrzącego z zazdrością na zasięgi freak fightowych organizacji. Chcemy takiego w starym stylu, ze świetnymi walkami, dzięki którym powstają nowe, przyciągające kibiców legendy.

Mamy kwiecień, ale można zaryzykować stwierdzenie, że KSW 105 będzie jedną z najlepszych gal tego roku. Pojawiło się kilka słabszych punktów, ale generalnie – dobra robota.

Jak zostało powyżej wspomniane, była to jedna z najdroższych gal w historii, opiewająca na miliony przy samych gażach dla zawodników. Czy to się opłaciło? Zdaniem Vringe, zdecydowanie tak. Fantastyczne widowisko, które potencjalnie może przyciągnąć lub zatrzymać wielu fanów.

Plusy KSW 105:

– “The Walking Dead”, czyli Adrian Bartosiński oraz Andrzej Grzebyk, którzy chyba są połączeni jedną szczęką z Tomaszem Romanowskim.

– Z boksera do dusiciela, czyli renesans Artura Szpilki.

– Eddie Hall nowym Mariuszem Pudzianowskim.

– Adam Niedźwiedź.

Minusy KSW 105:

– Mariusz Pudzianowski nowym Marcinem Najmanem.

– Przepłacenie za Mariusza Pudzianowskiego.

– Wymówki Mariusza Pudzianowskiego.

Plusów jest ostatecznie więcej, więc galę KSW 105 oceniamy pozytywnie. Dobrze się to oglądało, czekamy na następne wydarzenia!

Damian Popilowski
Twórca treści

Dziennikarskie doświadczenie zdobywał na portalu Weszło, gdzie zajmował się sportami walki oraz piłką nożną. Ze słowem pisanym pracuje od wielu lat.
Uwielbia dostrzegać i opisywać niebanalne historie. Najbardziej interesują go kulisy. Czyta wszystko, co ma litery.
Amator scenariopisarstwa, który w szufladzie ukrywa pół miliona (jeszcze) niezrealizowanych projektów. Jego ulubionym bokserem jest Josh Kelly, ponieważ nie trzyma gardy i potrafi wykończyć przeciwnika dziesięcioma lewymi sierpami z rzędu.

Sprawdź pozostałe aktualności